El Bolsón pozegnalismy kolejnymi odwiedzinami i kolacja z pilotami w aeroklubie. W sumie przesiedzielismy u nich pol dnia, popijajac mate, rozmawiajac na wszelkie tematy jakie tylko slina na jezyk przyniesie. I marzac... marzac o lataniu! O dziwo, bylismy dopiero ich pierwszymi goscmi.
Z Mario i Alejandro (z polskimi korzeniami) spedzilismy przemily wieczor.
Mozliwe, ze bedziemy jeszcze mieli okazje spotkac sie w Polsce!
Moja ¨bryka¨!
Nastepnego dnia wreszcie udalo nam sie zlapac jakiegos stopa na Ruta 40! Odleglosc nie robila szczegolnego wrazenia (z El Bolsón do Bariloche jest zaledwie 120km - na warunki Argentynskie to mniej niz ¨rzut beretem¨). Wrazenie wywarlo na nas to, ze zatrzymal sie pick-up wiozacy czeresnie. Wiec posrod tych czeresni, z wiatrem szalejacym we wlosach zaczelismy podroz. Rozczarowalismy sie tylko jak kierowca po pewnym czasie (kiedy tylko wspolpasazer wysiadl) zaprosil nas do srodka. Moze i dobrze z drugiej strony...
Do San Carlos de Bariloche dotarlismy bez zadnych niespodzianek- gladko i rowno po asfalcie (ktory polozono tu dopiero niecale 10 lat temu). Miasto zaskoczylo nas wygladem, mimo ze juz bylismy nastawieni na to, co zobaczymy przez przewodniki czy zdjecia z internetu. Ale ono dla nas, po przejechaniu Patagonii z polnocy na poludnie i z powrotem, po prostu nie przypomina Argentyny. Kurort, tlumy turystow, hotel na hotelu, fabryki czekolad, muzea, stylizowany rynek. Wszystko ciagnie turystow do oprozniania portfeli. Bariloche - polozone nad jeziorem Nahuel Huapi, w parku narodowym o tej samej nazwie - rzeczywiscie ma co zaoferowac - dookola jest po prostu pieknie.
Z Mario i Alejandro (z polskimi korzeniami) spedzilismy przemily wieczor.
Mozliwe, ze bedziemy jeszcze mieli okazje spotkac sie w Polsce!
Moja ¨bryka¨!
Nastepnego dnia wreszcie udalo nam sie zlapac jakiegos stopa na Ruta 40! Odleglosc nie robila szczegolnego wrazenia (z El Bolsón do Bariloche jest zaledwie 120km - na warunki Argentynskie to mniej niz ¨rzut beretem¨). Wrazenie wywarlo na nas to, ze zatrzymal sie pick-up wiozacy czeresnie. Wiec posrod tych czeresni, z wiatrem szalejacym we wlosach zaczelismy podroz. Rozczarowalismy sie tylko jak kierowca po pewnym czasie (kiedy tylko wspolpasazer wysiadl) zaprosil nas do srodka. Moze i dobrze z drugiej strony...
Do San Carlos de Bariloche dotarlismy bez zadnych niespodzianek- gladko i rowno po asfalcie (ktory polozono tu dopiero niecale 10 lat temu). Miasto zaskoczylo nas wygladem, mimo ze juz bylismy nastawieni na to, co zobaczymy przez przewodniki czy zdjecia z internetu. Ale ono dla nas, po przejechaniu Patagonii z polnocy na poludnie i z powrotem, po prostu nie przypomina Argentyny. Kurort, tlumy turystow, hotel na hotelu, fabryki czekolad, muzea, stylizowany rynek. Wszystko ciagnie turystow do oprozniania portfeli. Bariloche - polozone nad jeziorem Nahuel Huapi, w parku narodowym o tej samej nazwie - rzeczywiscie ma co zaoferowac - dookola jest po prostu pieknie.