czwartek, 22 stycznia 2009

Esquel - Trevelin.

Chubut. Prowincja, ktora do tej pory chyba najbardziej przypadla nam do gustu. Nie tylko ze wzgledu na klimat (no po prostu idealny, 26 stopni, slonce - ani zimno, ani za goraco), ale i charakter miast. Walory przyrodnicze - jak wszedzie do tej pory - przykuwaja uwage. Samo Esquel (blisko 40 000 mieszkancow) polozone jest pomiedzy malowniczymi gorami o surowych zboczach i poszarpanych szczytach. No i jako backpacker musze wspomniec oczywiscie o cenach. Po prostu dostepne. No i oczywiscie nie moglismy ominac ogromnej - jak nie najwiekszej poza pobliskim Parkiem Narodowym Los Alerces - atrakcji turystycznej, jaka jest stary ekspres patagonski La Trochita. Piekna lokomotywa parowa ciagnaca sznurek niewielkich, drewnianych waskotorowych wagonikow. A w kazdym wagonie rzesze turystow, ktorzy wykupili kilkunastokilometrowa przejazdzke za sumy "niebackpackerskie".


W Esquel spedzamy trzy dni, w miedzyczasie odwiedzamy pobliskie miasteczko Trevelin - goraco polecane w przewodniku Lonely Planet. Wiec pojechalismy - a jakze! Jednak okreslenie Trevelin jako "postcard-pretty" jest chyba nieco przerysowane. Trevelin jest dwa razy wiekszy od Perito Moreno, rzeczywiscie ladniejszy. Widoczny walijski charakter (chyba tylko w trzech - czterech miejscach w miescie, choc klocic sie nie bede, bo w Walii nie bylam, wiec nie wiem!). To, na co warto zwrocic uwage to glowny plac, z ktorego promieniscie rozchodza sie ulice niczym szprychy kola. Jak na miasto argentynskie to naprawde ewenement. Ale juz obok placu zaczyna sie typowa, regularna siatka ulic dzielaca miasto na "bloki". Poza placem warto chociazby zobaczyc kosciolek o walijskim charakterze i jedna - dwie herbaciarnie. W Trevelin spedzilismy pore sjesty. Jak chyba polowa mieszkancow, lezelismy w cieniu wielkich drzew na placu i obserwowalismy jak kilku starszych Argentyczykow gra w pewna gre (przy uzyciu krazkow, blizej nam nie znana) przy dopingu zon.

Nasz nastepny cel, to El Bolsón! Zdominowane w latach 70. przez hippisow.