piątek, 28 listopada 2008

Hehe...

Wlasnie zerknelismy na pogode w Polsce... Nasze wyrazy wspolczucia.
:] No nie moglismy sie powstrzymac od komentarza!

Dzis wieczorem wyjezdzamy z Buenos Aires (i dobrze, bo sie deszczowo zrobilo). Musimy sie zaopatrzyc w prowiant i przede wszystkim polary, bo podobno klimatyzacji w autokarach nie zaluja. 18,5 pol godzinki i juz bedziemy w Puerto Madryn - polnoc Patagonii, polwysep Valdés, wieloryby, krajobrazy, ...

Od poczatku - w duzym skrocie.


Nocleg na lotnisku Berlin Tegel. Maty samopompujace Therm-a-Rest zdaly egzamin. Na chwile sie przenieslismy na laweczke, w miedzyczasie pan nam umyl podloge i juz mozna bylo spac spokojnie.


Dzielny Kamyk nie moze sie doczekac lotu nad Atlantykiem. Czekamy na lotnisku Barajas w Madrycie.



Hindu meal. Lepsze niz to, co dostala reszta pasazerow. I przykuwalo uwage sasiadow...


Piekna chmura z pieknym mamma.


Buenos Aires noca.


Avenida 9. de Julio. 140 metrow szerokosci. Jedna z najszerszych ulic swiata. Przechodzimy ja na trzy razy... (Ciekawe ile zajeloby nam przejscie najszerszej ulicy swiata znajdujacej sie w Brazylii. 250 metrow)


Cmentarz Recoleta. Posrodku dzielnicy mieszkalnej, miedzy blokami. Jedyny w swoim rodzaju. Regularna siatka alejek, koty spiace w cieniu chlodnych, kamiennych pomnikow. Okazale grobowce, a wsrod nich calkiem skromny grob Evity.

Cmentarz Recoleta.


Dosyc popularny jest tu zawod "wyprowadzacza psow". Niejedna kilkunastopsowa zgraje mijalismy na ulicy. Jednak jedna z nich zwrocila nasza szczegolna uwage. Mops i jamnik jechaly w rowerowym koszyczku patrzac na reszte ziejacych, zmeczonych upalem czworonogow z gory. (Tu akurat odpoczynek, ktory sie nalezy przede wszystkim wyprowadzaczowi psow.)

Plaza de Mayo i La Casa Rosada w tyle. Stamtad Evita przemawiala do tlumow.


La Boca. Do serca dzielnicy, gdzie jest najbardziej kolorowo nie doszlismy. Bylo juz mocno po poludniu, brak turystow, czulismy sie niepewnie wiec lepiej bylo wrocic. Szczegolnie ze miejscowi patrzyli na nas jak na odwaznych i proponowali bysmy pilnie strzegli aparatow. No coz, innym razem podjedziemy autobusem...

La Boca.

Uliczne ciekawostki:



czwartek, 27 listopada 2008

Boskie Buenos...

Jestesmy. Konczy sie druga doba pobytu w Buenos Aires. Lot (przydlugawy) udany, niezle zarcie (wersja hindu meal na zyczenie), gorsze filmy. Atlantyk ciagnal sie i ciagnal - nieublaganie. Ale wreszcie wlecelismy nad Ameryke Poludniowa. Brazylia. Newiele bylo widac, ale wzroku nie moglam oderwac od powierzchni ziemi. No i Brazylia sie ciagnela i ciagnela. A potem "myk" nad Urugwajem, zachod slonca i nagle pod podwoziem pojawia sie skrzaca pomaranczowymi swiatelkami pajeczynka - taka po horyzont. Buenos Aires...

Hostel - no... niskobudzetowy :) Nawet bardzo :)) ale czy nie o to chodzilo ;) ?
Miasto - rozpalone sloncem, gwarne, tloczne. To dopiero jest miasto! Warszawa x 6. Gdansk x 24.
Ciekawe, o wielu obliczach. Przy bogatych wystawach sklepowych i calkiem niezlych restauracjach, na chodnikach, po zmroku, pojawiaja sie poslania, na ktorych drzemia cale rodziny. Ojciec, matka, dwojka dzieci. Przerazajace. Ale jak na miasto poludniowoamerykanskie (przypuszczamy - innych nie znamy) to i tak jest bardzo europejskie.

A chyba najwieksze wrazenie zrobila na nas jedna wystawa sklepowa... Upal, trzydziesci kilka stopni, duchota. Pot sie leje, nogi wtapiaja sie w asfalt. A tu sklep z choinkami, bombkami, Sw. Mikolajami. Jeszcze troche a w Polsce pewnie tez goraczka swiateczna zacznie sie z poczatkiem lata.

Za literowki przepraszam jesli sa - polowa literek na klawiaturze sie starla. A zdjecia zalaczymy niebawem...

niedziela, 23 listopada 2008

Trasa podróży

Jutro wyjazd!

Czas leci niesamowicie szybko! Ostatnie niecałe dwa miesiące, od powrotu z Norwegii, upłynęły pod znakiem Sklepu Podróżnika. Praca praktycznie rzecz biorąc dzień w dzień.



Teraz - niedzielne południe. Śnieg dziarsko sypie za oknem, a w Buenos Aires 28 stopni Celsjusza i słońce. Plecaki coraz bardziej wypchane, coraz większa ekscytacja. Jutro o tej porze będziemy sunąć po torach do Berlina, skąd we wtorek o 7:35 rano odlatujemy. (Będziemy sunąć, o ile śnieg nie zasypie torów...).
No i zostawimy polską zimę :) , szarość :)) , mróz :))). Weźmiemy plecaki, zapał, uśmiechy na twarzy łaknącej wrażeń i Kamyka Jr. z Kalimnos (to dla wtajemniczonych).

Wszystkim znajomym, którzy w licznym gronie przybyli w sobotni wieczór do Harendy bardzo dziękujemy - była to przemiła niespodzianka, nigdy w życiu nie dostaliśmy tortu z życzeniami wypisanymi specjalnie dla nas.

Do zobaczenia po powrocie!!!