niedziela, 25 stycznia 2009

Nabieramy wiatru w smiglo i fruuuu....

El Bolsòn. Miasto rzeczywiscie spowija hippisowska atmosfera. Glowny plac obstapiony jest tlumami. Tlumami backpackersow, glownie Argentynczykow, a takze calych rodzin, ktore sciagaja w duzej mierze z Buenos Aires w ramach wakacyjnego wyjazdu. Miasto otoczone szczytami Andow, niedaleko granicy z Chile. Polozone w zielonej dolinie - klimat zupelnie inny niz w suchym Esquel czy Perito Moreno. Tutaj mija polowa naszej podrozy. Zamierzamy to "uczcic" i idziemy na ogladanie meczu River Plate - Boca Juniors w miejscowym pubie. Iscie latynoamerykanska atmosfera :).

To nie koniec atrakcji... El Bolsòn ma swoj wlasny aeroklub. Juz od rana, z usmiechem jak przyklejony do twarzy banan, myslalam tylko o tym, zeby sie oderwac od ziemi. I stalo sie! Lekko starawa Cessna unosi nas w powietrze. Ach, te widoki... osniezone szczyty, rzeki, doliny otwieraja sie pod naszymi stopami. Dolatujemy nad Park Narodowy Lago Puelo - pomiedzy wzniesieniami rozlewa sie blekitne jezioro. Po prostu cudnie...

Z naszym pilotem - Mario


Andy...


...i ujscie Río Azul do Lago Puelo

A z ciekawostek - przed pasem startowym stoi stary, poczciwy Dromader polskiej produkcji, ktorego Argetnynczycy uzywaja jako samolotu gasniczego w przypadku pozarow...
Co za mila niespodzianka, ujrzec to dobrze znane od dziecka"PZL" na smigle
.