środa, 4 marca 2009

Argentyna, Argentyna! Powrot do cywilizacji.

Autobus do granicy boliwijsko-argentynskiej odjechal. Odjechal o czasie. Co wiecej - odjechal PRZED czasem, wiec mielismy tylko nadzieje, ze wszyscy, ktorzy chcieli sie nim zabrac - uczynili to. Bo fakt, ze osob jest wiecej niz miejsc siedzacych o niczym nie swiadczyl. Podroz przebiegla bez wiekszych niespodzianek. Wsrod mniejszych znalazl sie znow smrod palonego silnika i kilkukrotne problemy z uruchomieniem autokaru. Czyli nic powaznego.

Przekroczenie granicy nie przynioslo zadnych problemow, ani nie musielismy za nic placic, ani nie przetrzepywali naszych bagazy - mozna wrecz powiedziec ze poczulismy pewien niedosyt i rozczarowanie: poszlo jak po masle. Udalo nam sie takze zalapac na autokar do Salty! Jechalismy noca i wtedy dopiero zaczelo sie przeszukiwanie bagazy... Dwukrotnie wysadzali nas na posterunkach policji w srodku nocy, ustawiali w kolejkach z bagazami i mniej lub bardziej skrupulatnie policja wyjmowala rzeczy z walizek i toreb przeszukujac rzecz po rzeczy, obmacujac walizki itp. Niejeden worek z liscmi koki sie znalazl, jednak mimo, ze koka w Argentynie jest nielegalna, policja patrzyla na to z przymruzeniem oka.

W Salcie tez spotkala nas niespodzianka, tym razem z zakwaterowaniem - pierwszy raz Hospitality Club zawiodlo, co wynikalo zdaje sie z "niedogadania sie" pomiedzy czlonkami rodziny, wiec nie chcac sprawiac klopotow i mieszkac w skwaszonej atmosferze wybralismy sie szukac taniego hostelu.
Mieszkamy wiec w centrum miasta. Koscioly, katedry, zabytki, architektura kolonialna i przypadkowe odwiedziny u rodziny polskiego pochodzenia podczas poszukiwania Kola Polakow w Salcie - tak mija czas. Nasze organizmy po dluzszym przebywaniu na wysokosciach dochodza do siebie i spokojnie mozemy odetchnac pelna piersia.