czwartek, 5 lutego 2009

Z Bariloche do zaglebia argentynskiego wina. MENDOZA!

Kilka zdjec z Bariloche i slow o wyjezdzie do Mendozy:


Plac glowny w San Carlos de Bariloche


Miasto po prostu obcieka czekolada. Na kazdym rogu sklepy ze slodyczami, piekne wystawy, slodkie zapachy... Trzeba miec bardzo duzo silnej woli lub byc niskobudzetowym turysta, aby nie dac sie skusic! Z nami nie jest jeszcze tak zle - skosztowalismy tych slynnych na cala Argentyne wyrobow. Niezle, ale czekoladziarni Wedla nie przebija!


Jezioro Nahuel Huapi i sjesta w promieniach slonecznych...





Kilka dni na terenie Parku Narodowego Nahuel Huapi i czas w droge. Nastepnym naszym celem jest zaglebie argentynskiego wina - Mendoza. Oczywiscie sprobowalismy wyruszyc autostopem, ale nie skonczylo sie to sukcesem. Autokar niestety dopiero nastepnego dnia. Noc spedzilismy na terminalu autobusowym wygladajac jak bezdomni. Ale nie bylismy jedyni (przynajmniej nie bylo tak zimno jak w El Chaltèn i mielismy dach nad glowa). Nastepnego dnia, "juz" o 13:00 odjechalismy z Bariloche. Z wizja wypoczecia i wyspania sie w autokarze. Wizja zniknela gdy okazalo sie, ze klimatyzacja w "wysokiej klasy" autokarze nie ma najmniejszego zamiaru zadzialac. 19h jazdy przed nami, w upale. Nie bylo to mile doswiadczenie - jedno jest pewne - wypoczac nam sie nie udalo. Koszmarne 19h, obciekajace potem, mijalo powoli. Zle samopoczucie nieco rekompensowaly widoki za oknem i nasze pierwszorzedne miejsca w autokarze - na pietrze, przy przedniej szybie:





Do Mendozy dojechalismy rankiem nastepnego dnia. Od razu przezylismy szok cenowy, gdy na dworcu uprzejmy pan wcisnal nam ulotke reklamujaca hostel w centrum, gdzie pokoj dwuosobowy ze sniadaniem i darmowym dostepem do internetu kosztuje polowe lub jedna trzecia tego, co zaplacilibysmy w Patagonii. Ale i tak nie korzystamy z oferty, poniewaz w Mendozie zatrzymujemy sie u Agentynczyka z Hospitality Club. Szczesliwie zastajemy go w domu zanim wychodzi do pracy. A wiec kilka dni w Mendozie i jej okolicach przed nami...